czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 2. Początki bywają ciężkie


 "Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, 
gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

Rozdział 2. Początki bywają ciężkie

  Po pokoju rozległo się ciche, niepewne pukanie. Zaraz potem drzwi uchyliły się, a do pomieszczenia weszła mała, czerwonowłosa dziewczynka o niemal granatowych oczach i długich, sięgających pasa kosmykach. Na jej twarzy malował się lekki strach, ale bardziej rzec by można, że nie była do końca świadoma tego, co się działo. Coś musiało wstrząsnąć sercem dziecka. Zburzyć świat, który układała w swojej wyobraźni. Zbyt wiele musiała przeżyć, utracić w jednej chwili. Spojrzała niepewnie na staruszkę siedzącą na skraju potężnego, dębowego łóżka. Słońce oblewało jej postać, a biały materiał, w który była ona odziana, odbijał promienie stwarzając złudzenie, przez które można by rzec, że kobieta emanuje blaskiem, jasnością.
- Podejdź, kochana - powiedziała łagodnie do Kushiny i wyciągnęła do niej rękę.
     Dziewczyna zaczęła powoli stawiać kroki. Więc to jest pani Mito, myślała. Żona Pierwszego. Staruszka uśmiechała się do niej przyjaźnie. Nie była negatywnie nastawiona, może jedynie trochę smutna. Kiedy młoda, przyszła kunoichi stanęła przed jinchuuriki ogoniastej bestii, ta złapała ją delikatnie za dłonie i sprawiła, że Kushina usiadła. Kobieta zaczęła głaskać ją po włosach, a dziecko w odpowiedzi przytuliło się do niej. Mito znała sytuację, wiedziała kim jest ruda.
- Zapewne jest ci ciężko. Możesz mi wszystko powiedzieć - rzekła kojącym głosem. Z ust dziewczynki wydobyło się ciche "tak". - Wiedz, że mnie również sprowadzono tu, bym została jinchuuriki. Wszystko przez to, że członkowie mojego klanu, naszego klanu, są bardzo witalni, specjalizują się w technikach pieczętowania, a niektórzy z nas posiadają specjalny typ chakry, który mam ja, oraz ty, moja droga. Wiem, że bycie naczyniem dla demona jest okropną perspektywą, jednak jest sposób, by nawet jinchuuriki byli szczęśliwi.
     Na te słowa Kushina ożywiła się trochę i podniosła zaciekawioną twarz, by móc spojrzeć krewnej w oczy. Uśmiechała się, a tym razem ten gest dotykał również oczu.
- Jaki?
- Spełniając się - odparła pani Mito. - Musisz znaleźć coś, dzięki czemu życie jako naczynie dla Kuramy nie będzie udręką. Musisz znaleźć przyjaźń i miłość w tym świecie, a przeżyjesz pięknie swoje dni.
     Dziewczyna poczuła, jak do jej serca wlewa się trochę ciepła. Jest jakaś szansa. Nadal będzie mogła spełnić marzenia. Mały płomyczek nadziei rozjaśnił jej duszę.
~*~***~*~


     Dali jej miesiąc. Mito powiedziała, że jeszcze czuje się na siłach i pożyje jedną drugą kwartału co najmniej. Do tego czasu Kushina zamieszkiwała pokój obok tego, który należał do żony Pierwszego. W wiosce nie było czegoś na kształt sierocińca. Dzieci mieszkały z rodzinami, gdyż klany, jakie żyły w Konohagakure, wręcz szczyciły się swoją wielkością. Raczej nie było sytuacji, w których jakiś członek rodziny nie miał się gdzie podziać.
     Leżała na łóżku. Nie mogła zasnąć. Mimo otuchy, jakiej dodała jej krewna, nadal dręczyła ją ta sytuacja. A co jeśli z nikim się nie zaprzyjaźni? Przecież nie każdy spotka swoją drugą połówkę. Wszystko może się posypać jeszcze bardziej, a los podepcze moje marne resztki, kiedy ludzie już niczego na mnie nie zostawią, myślała.
     Przed oczami w pewnym momencie stanęła jej twarz mężczyzny, który przyprowadził ją do wioski. Wtedy myślała, że jest szczęśliwy, ale teraz widziała, jak jego uśmiech był przepełniony smutkiem. Nie tylko jej wojna odebrała bliskich. Przynajmniej nad stratą rodziny nie powinna się użalać. Czuła pustkę w sercu, ale wmawiała sobie, że to nie przez brak oparcia, jakim zawsze byli rodzice, brat, kuzyni... Chciała być silną i po prostu zapomnieć o najbliższych. Do takich sytuacji mogło często dochodzić w przyszłości. Nie będzie mogła się wtenczas załamać.
     Problem w tym, że i samotność z powodu przeszłości nie dawała je zasnąć, i ból spowodowany wizją przyszłości. Musiała to zaakceptować. Jednak mimo, że starała się uwierzyć w słowa "wszystko będzie dobrze", to czuła się, jakby okłamywała samą siebie.
     Nie wiedziała kiedy zasnęła. Teraz tylko czas mógł posklejać jej świat, który rozbił się jak porcelanowa misa.
~*~***~*~


- Moi drodzy, przedstawiam wam nową uczennicę. Nie jest stąd, więc zachowujcie się.
     Kushina stała pośrodku klasy i wyglądała na lekko zdenerwowaną. Od wizyty u pani Mito minął tydzień i dziewczyna powoli oswajała się z myślą o sobie, jako jinchuuriki, ale teraz miała inne zmartwienie. Stała właśnie pośrodku sali, a na nią wyczekująco spoglądała całkiem spora gromadka nieznanych jej uczniów. Nie przyglądała się im uważnie. Po chwili, zdziwiona tym co wyszły z jej ust, wykrzyknęła:
- Jestem Kushina Uzumaki, dattebane!
     Niektórzy spoglądali na nią ze zdziwieniem, inni zaczęli się cicho śmiać. Nie pomagało to wcale dziewczynie. Do jej uszu dotarły uwagi, których w najmniejszym stopniu nie odebrała miło.
- Ale ona ma dziwne włosy...
- Jakim cudem one są czerwone?
     Na twarzy przyszłej kunoichi zaczęły pojawiać się delikatne rumieńce. Ze zdenerwowania powiedziała coś, co nigdy nie wyszłoby z jej ust, a jednak, pod presją otoczenia złapała się pierwszego pomysłu, niczym tonący trzymający się kurczowo pierwszego oddechu.
- I ja.. Ja chcę zostać pierwszą kobietą Hokage!
     Cisza. W tym momencie nikt nie szydził z jej czerwonych kosmyków. Dostrzegła kątem oka ruch po lewej stronie ławek. Blond włosy, na pierwszy rzut oka trochę zniewieściały i wyglądający na delikatnego, kruchego jak cienkie szkło, chłopak podniósł się z miejsca. Zamknął oczy uśmiechając się i przyłożył rękę do piersi.
- Ja też mam zamiar zostać w przyszłości szanowanym przez wszystkich Hokage.
     Zdziwiło to dziewczynę. Ten chłopiec? Wydawało się jej to mało prawdopodobne. Poczuła jak ktoś pcha ją w kierunku ławek.
- No, skoro już się przedstawiłaś, to idź znaleźć sobie miejsce.
     Kushina posłuchała go bez zbędnych protestów. Mijając uczniów słyszała jeszcze różne słowa o jednym znaczeniu. "Ktoś taki nigdy nie zostanie Hokage. Nie z tymi włosami, nie ktoś..." Obcy. Za taką ją mieli. Pragnęła, by to miejsce było dla niej domem, ale najwyraźniej jej tu nie chcieli. Mimo uwag dotyczących jej osoby, szła dalej. Kiedy była przy ławce dziwnie przyjaźnie nastawionego blondyna, mimowolnie jej wzrok padł na jego postać. Spojrzenie miał nieobecne, ale oblicze tak łagodne i ciepłe... Jego jasno błękitne oczy wręcz świeciły. Musi mieć szczęśliwe życie, pomyślała.
     Kiedy doszła do ostatniego szeregu, stwierdziła, że usiądzie w środkowym rzędzie. Dopiero teraz rozejrzała się po klasie.
     Średnich rozmiarów drewniane pomieszczenie z trzema oknami. Tablica na wprost ławek, a przed nią ciężkie biurko. Nic specjalnego. Normalna sala lekcyjna. Jednak tym, co przykuło uwagę Kushiny byli uczniowie, a raczej ich żeńska część.
     W jej wiosce kobiety bardzo rzadko zostawały kunoichi. Nawet takie, które miały wszelkiego rodzaju predyspozycje. Wojny, które trawiły Kraj Wiru, wprowadziły selekcję. Mężczyzn, jako stereotypowo silniejszych, bardziej wytrzymałych i o większych umiejętnościach, szkolono na shinobi. Kobiety nie miały tyle szczęścia. Kushinę szkolił wszystkiego ojciec, zresztą na własne jej życzenie, choć można to było nazwać małym szantażem. Zasugerowała ona bowiem, że sama będzie się uczyć wszelkiego rodzaju jutsu. Widziała jak rodzic ćwiczył z jej bratem, stąd to zainteresowanie. Nauczyła się na pamięć również kilku technik i znalazła miejsce, w którym przechowywana była broń w domu. Ojciec bojąc się o to, czy by sobie, albo komuś innemu, czegoś nie zrobiła, postanowił i ją trenować i uczyć teorii. W szkołach nie widywało się dziewczyn.
     Tu nic nie stało na przeszkodzie rozwojowi kobiet. Było ich co prawda trochę mniej, niż chłopców, jednak dla Kushiny i tak dużo się ich znalazło. Najwyraźniej tutaj nie liczyła się płeć.
    Nauczyciel oznajmił, że niedługo wróci i zniknął z klasy, ogłaszając przerwę. Kushina wyszła z ławki i usiadła pod ścianą. W pewnym momencie ktoś klepnął ją w ramię. Skierowała wzrok w lewą stronę. Uśmiechała się do niej czarnowłosa dziewczyna o równie ciemnych oczach. Wyciągnęła rękę do rudej.
- Witaj, jestem Mikoto.
     Zdziwiona przyjacielskim nastawieniem dziewczyny, Kushina dopiero po chwili uścisnęła dłoń koleżanki.
- Miło mi ciebie poznać - odpowiedziała, myśląc, że jeszcze jest dla niej miejsce w tej wiosce.
~*~***~*~

     Dziewczyny leżały pod drzewem i śmiały się głośnio wspominając miesiąc, który spędziły razem. Kushina nie wierzyła, że tak szybko minął ten czas.
- Pamiętasz, jak pobiłaś tych chłopaków? Ale mieli potem miny, jakby demona zobaczyli - powiedziała przez łzy Mikoto.
     Uzumaki stanął przed oczami przywołany obraz. Śmianie się z niej, przezywanie od "Pomidora", przez kolor jej włosów. Długo nie wytrzymała biernie czekając na rozwój wydarzeń i po prostu rzuciła się na chłopców. Pamiętała, jak w pewnym momencie przestała bić jednego ucznia, bo poczuła na sobie czyjś wzrok i spojrzała w tamtą stronę. Widząc roześmianego, krzaczastowłosego blondyna i jakiegoś nieznanego jej chłopaka, rzuciła im jak najgroźniej umiała "z czego się śmiejecie". Reakcje były dwie. Ten, co chciał być Hokage zamrugał i pośpiesznie odwrócił wzrok, zaś drugi chłopak, prawdopodobnie jego kolega, puścił oczko Kushinie i dalej się śmiejąc wrócił na miejsce. Tego dnia zyskała nowe przezwisko. Krwawa Habanero.
- A wiesz, że potem jeden z tych chłopaków, nie pamiętam już który, nasłał na mnie swojego brata?
     Mikoto zdziwiła się, kiedy to usłyszała.
- Nie, opowiadaj.
- To słuchaj - rzekła i przywołała wspomnienia. - Raz, kiedy po szkole biegłam do domu, zatrzymał mnie chłopak, który wyszedł zza drzewa. Zaraz potem obok niego stanął jeden z tych... - przestała opowiadać szukając odpowiedniego słowa. - Um.. jeden z tych poturbowanych przeze mnie chłopców - powiedziała. Na te słowa Mikoto parsknęła śmiechem. - Jego brat był geninem, a kiedy oskarżył mnie o znęcanie się nad tym uczniem, postanowił, że da mi nauczkę. Zaczęłam skakać po drzewach, uciekając. Nie wiem co on sobie myślał, ale rzucił we mnie prawdziwym kunaiem. Zdziwiłam się i szybko zmieniłam tor lotu. Stwierdziłam, że skoro on chce się bić, to mogę u zaoferować walkę. Niestety w jego ręce dostały się moje włosy. - Kushina umilkła na chwilę. Pamiętała, jak wyrwała się geninowi. Kilka czerwonych kosmyków zostało w jego dłoni. Chłopak mówił, jakie ma ona straszne włosy. Twierdził, że są okropne, długie, czerwone i proste jak nici. Pamiętała, jak powiedziała przez łzy, że też nienawidzi swoich włosów, a potem, jak pobiła chłopaka mówiąc, że przecież innych nie ma i nie miała wyboru, jakie kosmyki będzie mieć. A kiedy bracia uciekli przed nią, zobaczyła ponowie blondyna o błękitnych oczach. Stał na gałęzi i przyglądał się wszystkiemu. Krzyknęła bez zastanowienia, że zapewne się zgadza z tamtą dwójką i pobiegła. Nie powiedziała tego Mikoto. Jakoś nie potrafiła. Dokończyła szybko swoją opowieść. - Ale szybko wyrwałam mu się, a potem jak dostał kilka razów ode mnie, to uciekł razem ze swoim młodszym bratem, dattebane - zakończyła opowieść z uśmiechem.
     Nagle przed nimi pojawił się shinobi.
- Kushino, już czas.
~*~***~*~

     Pani Mito umarła kilka godzin temu. Kushina leżała w łóżku. Teraz ona była jinchuuiki. Minął czas żony Pierwszego. Od tej pory musiała się przystosować do mieszkającej w jej ciele ogoniastej bestii. Najgorsze było to, że nie mogła z nikim o tym porozmawiać, nikomu się wygadać. Miało pozostać to tajemnicą. Czułaby się zapewne lepiej, gdyby mogła wrócić do czarnowłosej dziewczyny, z którą udało jej się zaprzyjaźnić. Niestety. Dowiedziała się, że w przyśpieszonym tempie zda egzamin ukończenia akademii, a następnie będzie uczyć się kontrolowania dziewięcioogoniastego. Będzie jak każdy inny w normalnym czasie zdawać, na coraz to wyższe stopnie, ale nie stanie się to w Konohagakure. Przez kolejne kilka lat spędzi czas z Tsunade, jedną z trójki legendarnych sanninów, a zarazem medyczną ninja, oraz jakimś shinobi, którego nazwiska niezapamiętała. Jej zadanie - zapanować nad demonem na tyle, by nie mógł się uwolnić.
     Skoro nie mogła tego czasu spędzić z Mikoto, postanowiła, że stanie się jak najlepszą kunoichi.

Witam, witam. Chciałabym zaprosić na mojego drugiego bloga z one-shotami i wierszami ;] http://czarny-atrament-wiersze-i-one-shoty.blogspot.com/ A teraz... Mam takie cóś, że po prostu muszę każdemu odpowiedźeć na komentarz, tak więc skoro nie mam nic więcej do powiedzenia...

 Narumi - Cieszę się, że nagłówek nie jest taki zły, bo do niedawna praktycznie wszystkie moje prace tego typu były w jakiś sposób "kiepszczone (jest takie słowo? O.o) przeze mnie", więc miła niespodzianka, że tym razem coś z tego wszyło ^^ Kolejna czytelniczka się ujawniła = szczęśliwa Madi. No.. tak.. rozdział dziewiąty jest częściowo napisany, niestety pracuję nad nim zazwyczaj na lekcjach, ale.. ale część pierwsza już jest ;p Zapowiada się, że będzie... dłuugi... o tak, bardzo długi. Jeśli oczywiście mi się to uda. Hm.. ja myślę, że do publikacji jest potrzebna odwaga, by potem ponieść konsekwencje swoich działań (przyjąć krytykę), ale tak właściwie, to jak dla mnie najlepszy sposób na szkolenie się^^ Wytykanie błędów i poprawa ich :D 

Risa-chan - A wiesz, że już od dawna zabierałam się za Twojego bloga "W Tobie też jest wola ognia"? Zapewne nie, ale teraz już tak ^^ Z chęcią przeczytam i skomentuję (taki nawyk. Jak czytam to i opinię muszę wyrazić) Starałam się właśnie dodać kolorystykę, która będzie ułatwiała czytanie, bo zabijają mnie przykładowo czerwone napisy na czarnym tle... ;p Zdziwiłam się widząc słowa "nie popełniasz błędów". Nawet bardzo. Jestem typem człowieka, który stawia masę literówek ^^ Potem, przy sprawdzaniu, boję się, że przegapiłam jakieś "żbey", zamiast "żeby", czy "szubo" miast "szybko" jak to już raz zrobiłam... ;p Co z rozdziałami.. będą pojawiać się tak często, na ile mi to pozwoli szkoła. Ciężki jest żywot ucznia :c No i oczywiście dziękuję za opinię ;]

TUSIA - Wow, jak tak się mają sprawy, to rzeczywiście czuję się zaszczycona O.o W ogóle widząc trzy komentarze skakałam z radości, bo nie spodziewałam się szybkiego odzewu, a tu niespodzianka ^^ Czyli.. w pewnym sensie zmotywowałam Cię do napisania komentarza? Czasem mam to głupie szczęście, że ktoś przypadkiem trafia na coś mojego. Jeśli chodzi o mój styl... hm.. Prawdę powiedziawszy, przeraża mnie to, że czasami potrafię napisać kilka stron opisów, a czasem... praktycznie same dialogi. Aż boję się reakcji, kiedy widzę tak dużą ilość konwersacji między postaciami. Miło jest zdobyć nową czytelniczkę, dziękuję za to ^^

                                                                                   ~Madeleine Evans 

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 1. Wiadomość

  "Szczęście się nie kończy, ono ule­ga zmianom."
~Lolita Pille

 Rozdział 1. Wiadomość


     Obudził się oblany zimnym potem. Śniły mu się koszmary. Płonące domy, walki o przetrwanie. Śniła mu się jego rodzina. Widział, jak kobieta z którą mieszkał, z uśmiechem na twarzy tańczy na polu bitwy. Widział, jak wybuch odrzuca ją, a ogień pochłania jej ciało. Zaczął uspokajać oddech. To był tylko sen, nic więcej. Ona nie mogła zginąć. Była jedyną osobą, która zaopiekowała się nim, kiedy miał zaledwie rok. Innej rodziny nie znał. Nie kochał jej jak własnej matki, była dla niego oparciem, kimś przy kim mógł się wygadać, kto pomagał mu dążyć do spełnienia marzeń. Rozumiała go. Trenowała.
     Ale dlaczego czuł, że sen był prawdą? Musiał się przekonać. Odrzucił pościel i wybiegł cicho z pokoju. W salonie nie były zasłonięte okna, przez co widział pierwsze promienie słońca wlewające się do domu. Zapowiadał się ciepły, słoneczny dzień. Chłopiec nie spędził jednak dużo czasu w pomieszczeniu. Udał się w kierunku sypialni opiekunki. Musiał się upewnić. Otworzył drzwi wiedząc, co zastanie w środku.
     Pusto. Łóżko dokładnie zaścielone. Okno lekko uchylone, przez które wpadały wraz z wiatrem delikatne listki wiśni. Więc to jednak prawda? Kobieta, która wychowywała go jak własne dziecko, z którą zawsze mógł porozmawiać, odeszła.
     Teraz mógł zdać się jedynie na siebie. Był do tego przygotowany. Zdawał sobie sprawę, że nie jest dostatecznie silny, by ochronić kogoś przed śmiercią. Wiedział, że w każdej chwili może zostać sam. Nie płakał, nie czuł smutku z powodu straty. Jedynie żal. Kolejne życie zostało zabrane. Kolejna dusza opuściła ten świat. To rzeczywistość z którą pogodził się dawno temu, jednak chciał móc chronić ludzi.
     Jego spojrzenie zrobiło się inne. Nie przypominał w tej chwili małego chłopca, tylko zdeterminowanego, odważnego i pewnego tego, co robi, mężczyznę. Kiedyś będzie w stanie ocalić ludzkie życie.

~*~***~*~

      Miała wrażenie, że znajduje się na jakimś statku, ponieważ kołysała się to w lewo, to w prawo. Ciepło na twarzy zmusiło ją do otworzenia oczu. Oślepiona blaskiem słońca, nic nie widziała przez kilka chwil. Kiedy wszystko wróciło do normy, zobaczyła, że wcale nie znajduje się w łodzi, tylko jest niesiona przez ninje. Szybko spostrzegła, że nie pochodzi on z Kraju Wiru.
- Gdzie są ninja z mojej wioski? Po co zabieracie mnie do Konohagakure? - zapytała niemal odruchowo. Shinobi spojrzał przez ramię na dotąd śpiącą dziewczynkę.
- Chcieli zawrócić i pomóc w walce, niestety na marne. Wygląda na to, że tylko nielicznym udało się uciec, jednak nie mamy pojęcia gdzie oni są - odparł i zamyślił się. Trochę zaczęło ją to denerwować. Nadal nie wiedziała dlaczego jest zabierana do Liścia. Czemu ona była bezpieczna, kiedy wielu ludzi starało się przetrwać? Odchrząknęła.
- A odpowiesz mi na drugie pytanie, dattebane?
     Shinobi całkiem ją zignorował, albo nawet nie usłyszał. Westchnęła wiedząc, że raczej się tego nie dowie. Rozejrzała się dookoła. Po bokach rosły drzewa, las, który przecinała żwirowa droga, po której szli, a właściwie szedł mężczyzna niosący Kushinę. Słońce wskazywało, że było blisko dwunastej. Długo spałam, uświadomiła sobie. Nie męczyły jej żadne koszmary. Dziwne, bo po przeżyciach z poprzedniej nocy nie dość, że zdawało jej się, iż nie zaśnie, to jeśli nawet udałoby jej się zmrużyć oczy, była pewna, że złe sny nie dadzą jej spokoju. Miła niespodzianka. Dziewczynka skierowała wzrok w stronę, w którą szli. Na horyzoncie zamajaczyły jej dwie postacie, idące w tym samym kierunku: ku Wiosce Liścia. Usłyszała szelest i momentalnie podniosła głowę. Po drzewach skakali ninja. Wracali do domów. Nie wszyscy byli jednak szczęśliwi, jak zauważyła. Wielu zginęło, ratując cudzą wioskę. Dlaczego im pomagali?
     Miała ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Za dużo tych pytań, zbyt wiele tego na raz. Ścisnęła mocniej jounina, który ją niósł, a ten nagle przypomniał sobie o jej istnieniu.
- Utrata wioski musi boleć, ale nie martw się. Jestem pewien, że poczujesz się w Konohagakure jak w domu - to mówiąc, uśmiechnął się przyjaźnie. Kushina nie wiedziała, dlaczego, ale odwzajemniła się tym samym. Czuła ciepło w sercu. Miała ochotę uwierzyć w słowa tego człowieka. Jedyne co jej pozostało - nadzieja.
- Mogłabym sama iść? - zapytała. Zaczęła się już męczyć tym noszeniem.
- Już cię odstawiam na ziemię.
     Po tych słowach została uniesiona w górę, a następnie poczuła grunt pod nogami. Jakimś sposobem nawiązała się rozmowa pomiędzy shinobim, a ognistowłosą. Całkiem miło rozmawiając nim się spostrzegli, byli przed bramą.
     Kushina starała się ogarnąć wzrokiem wioskę, jednak nie było to łatwe. Zdawała się być ogromna i pełna życia. Ludzie będący bliżej wejścia do Konohy, uśmiechali się, bawili. Dzieci biegały, rozrabiały. Na wprost bramy widać było skałę, a na niej trzy, wykute w kamieniu twarze.
- Czy to są... - zaczęła i wskazała ręką na górę. Mężczyzna nie dał jej dokończyć zdania.
- Tak, to podobizny Hokage naszej wioski - powiedział i spojrzał na nią. - I jak? Podoba ci się tu?
     Kushina nie wiedziała co powiedzieć. Skąpana w słońcu Konoha różniła się od Uzushiogakure. Czuła piękno tego miejsca, ciepło, jakim darowali się wzajemnie mieszkańcy. Zdołała tylko kiwnąć głową, ale była pewna, że jej twarz wyraża wszystko, co czuła. Mężczyzna roześmiał się, choć coś kryło się poza tym gestem.
- Wiedziałem, że ci się tu spodoba.
- To... - zawahała się - co teraz ze mną będzie?
     Twarz jounina spoważniała.
- Wygląda na to, że spotkasz się z Trzecim Hokage.
~*~***~*~

     Wielkie było zdziwienie jedenastolatki, kiedy usłyszała te słowa. Była teraz w połowie schodów, które prowadziły do pomieszczenia, w którym urzędował Kage wioski. Nie spodziewała się, że tak szybko się z nim spotka. Nie wiedziała jak się zachować. W końcu był on najważniejszym shinobim w wiosce. Czuła lekki strach. Przyprowadzono ją z jej rodzinnego kraju i na pierwszy ogień rzucono do gabinetu Hokage. Czego mogła się spodziewać? Byli już pod drzwiami, kiedy jounin, z którym szła całą drogę, powiedział jej, że ma zaczekać. Kushina skinęła na znak, że go posłucha. Zaraz potem uświadomiła sobie, jaka jest grzeczna. Mieszkańcy Uzushiogakure nie uwierzyliby, że to ona, ale w tym momencie nie czuła się w odpowiednim nastroju do żartów i puszenia się.
     Shinobi zniknął za drzwiami, a ona chcąc nie chcąc usłyszała rozmowę. Przynajmniej od pewnego jej fragmentu.
- ...nie żyje, tak jak wielu innych, ale ona opiekowała się tym chłopcem, Namikaze. On nie ukończył jeszcze akademii, dopiero za pół roku będą zdawali na genina. Nie może mieszkać sam - usłyszała znajomy głos.
- Zdaję sobie z tego sprawę i już posłałem po kogoś, kto zajmie się jego szkoleniem - to zdanie prawdopodobnie wypowiedział Trzeci. Usłyszała jakieś zamieszanie.- Jiraiya, właśnie na ciebie czekałem. Kojarzysz tego chłopca, którego rodzice zginęli dziesięć lat temu? W czasie wykonywania jednej z misji?
- Oczywiście, że tak. Przecież było lekkie zamieszanie o to, kto ma się nim zająć - trzecia osoba w pomieszczeniu. Kushina zaczęła uważniej się przysłuchiwać rozmowie. - Co z nim?
- Nic, tylko Konami nie żyje.
     Nastała chwila ciszy.
- Tak mi przykro... - odezwał się trzeci głos.
- To i tak niczego nie zmieni - jounin, który niósł rudą miał smutny głos. Dziewczyna domyślała się, że ta Konami wiele dla niego znaczyła.
- Problem w tym, że teraz chłopak jest zdany tylko na siebie, a że chyba każdy z nas widzi jak dobrze idzie mu nauka, to postanowiłem, że ty, Jiraiya, będziesz od teraz jego opiekunem. Podszkol go trochę, jak będziesz mógł.
- Tak jest.
     Znowu dziwne dźwięki i cisza.
- Skoro jesteśmy już tylko we dwoje, a sprawa Namikaze jest rozwiązana, to przyprowadź dziewczynę.
     Po chwili drzwi otworzyły się, a Kushina udawała, że jest bardzo zainteresowana przesuwającymi się za oknem chmurami. Zerknęła na jounina. Nie był już taki uśmiechnięty, miał bardziej poważny wyraz twarzy.
- Chodź do środka.
     Uzumaki wstała i podeszła do drzwi. Kiedy już znalazła się w pomieszczeniu, jej oczom ukazał się piękny krajobraz za oknem. Pokój był duży i jasny. Po prawej stronie od wejścia stało potężne, drewniane biurko, za którym siedział mężczyzna w wieku jakiś trzydziestu lat. Miał na sobie kapelusz, oraz szatę charakterystyczną dla Kage. Uśmiechnął się przyjaźnie, jednak Kushina wyczuła coś pozna tym gestem. Hokage wskazał na krzesło.
- Usiądź, dziecko.
     Zagryzła wargi. Nie lubiła, kiedy ktoś w jakiejkolwiek sytuacji nazywał ją dzieckiem, jednak przebolała to i posłusznie usiadła na wskazanym meblu.
- Jak się nazywasz?
- Uzumaki Kushina - Hokage zamknął oczy i pokiwał głową.
- Dobrze, Kushino, opowiedz nam coś o sobie - poprosił. Dziewczyna nie była tego pewna, ale zrobiła to, o co prosił ją shinobi.
- Mam jedenaście lat i pochodzę z Kraju Wiru. Moja rodzina nie żyje. Do tej pory szkoliłam się u boku mojego ojca. Chciałabym w przyszłości zostać ninja i... nie mam pojęcia co tu robię, dattabane.
- Bardzo dobrze, kochana. Powiem ci zatem dlaczego tu jesteś - bez dłuższych wstępów zaczął mówić. - Historia ta zaczęła się wiele lat temu, kiedy pierwszy Hokage panował w tej wiosce. Jak zapewne wiesz, żona jego nie była zwykłą kobietą. Ludzi takich jak ona nazywamy...
- Jinchuuriki - przerwała mu Kushina. - Wiem o tym, ale co to ma do rzeczy, dattebane.
- Daj mi dokończyć. Otóż została ona jinchuuriki, ponieważ wywodziła się z klanu, który był w stanie ujarzmić dziewięcioogoniastą bestię. Niestety dni tej kobiety już się kończą i potrzebny będzie kolejny człowiek, który zamknie w swoich wnętrzu demona. Czy wiesz z jakiego klanu pochodziła żona Pierwszego? - Rudowłosa zaprzeczyła, choć podświadomie wiedziała już jaki jest cel tej rozmowy. - Urodziła się ona w rodzinie Uzumakich. Tylko członkowie tego klanu są w stanie okiełznać Kuramę, w dodatku tylko niektórzy. Potrzebujemy ciebie jako kolejną jinchuuriki.

wtorek, 29 stycznia 2013

Prolog - Pożegnanie

"Ludzkość mu­si położyć kres woj­nie, bo inaczej woj­na położy kres ludzkości."
~John Fitzgerald Kennedy   

Prolog - Pożegnanie


    Krzyk dziecka rozległ się w domu. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. W tym momencie wiele dzieci krzyczało. Nikogo nie obchodził los jednego z nich.
     Mała, zaledwie jedenastoletnia dziewczynka została obudzona z koszmaru, by zobaczyć go na własne oczy. W wejściu do pokoju leżał starszy od niej o trzy lata chłopiec, o ciemnych, połyskujących włosach. W jego ciało powbijane były odłamki szkła.
     Dziecko przygniatała dorosła kobieta o czerwonych włosach. Dziewczynka już nie krzyczała. Patrzyła przerażonymi oczami na panią tego domu. Usta zaczęły drgać. Nie mogła się rozpłakać. Kobieta spojrzała z bólem, ale i miłością na dziecko. Uśmiechnęła się, a strużka krwi z jej ust zostawiła szkarłatny ślad na policzku małej.
- Kushino... - oddech konającej był urywany, jej głos drżał, mimo to mówiła dalej. - Kushino, spełnij swe marzenia. Ucieknij kiedy tylko będziesz mogła. Nie zamartwiaj się, nie płacz. Zawsze byłaś silna. Nie poddawaj się bez względu na wszystko. Pamiętaj, jesteś z rodu Uzumakich - mówiła. Dziewczynka powstrzymywała łzy. Nie zawiedzie matki. Przełknęła ślinę i skinęła głową. Kobieta ledwo co mówiła. Była coraz cichsza, coraz wolniej biło jej serce. - Kocham cię skarbie.
     Kushina poczuła, jak ciało rodzicielki wiotczeje, opada. Podobne sceny rozgrywały się w całej wiosce. Wielu traciło rodziny. Wielu umierało. Rozpętał się koszmar, z którego nie da się obudzić.

~*~***~*~

- Panie. Nie możemy dłużej zwlekać. Z każdą chwilą giną kolejni ludzie.
     Uzukage stał z rękoma splecionymi z tyłu. Oglądał zagładę wioski. Nie ruszał do walki. Wiedział, że nic nie zdziała. Świat, który skurczył się do jego rodzinnego kraju, płonął. Był światkiem zagłady, apokalipsy. Ranni, umierający, osamotnieni. Krew i zniszczenie. Powietrze przesycał zapach śmierci.
- Panie - ponaglił shinobi.
- Zabierzcie ją stąd. Weźcie z sobą wszystkich, których będziecie mogli zabrać.
     Nie powiedział nic więcej. Ninja zniknął tak szybko, jak się pojawił. Przywódca wioski odetchnął głęboko.
- A więc tak miało się to wszystko zakończyć...

~*~***~*~

     Krew. Zniszczenie. Ból był tak silny, że aż opadła na kolana. Była coraz bliżej wyjścia, coraz bliżej wolności. Używała wszystkich swoich umiejętności, jednak żadna z technik nie obroni jej przed prawdą. Obrazy przesuwały się przed jej oczami, a ona miała ochotę krzyczeć. Matka, która osłoniła ją przed odłamkami i kunaiami. Brat, który w złym czasie wpadł do pokoju. Ojciec zabity przed drzwiami domu. Wszyscy zginęli.
     Uderzyła z frustracji pięścią w glebę.
- Dlaczego - powiedziała cicho. Nie rozumiała tego. Kim byli ludzie, którzy tak łatwo zabijali innych, niszczyli rodziny, które nie miały nic wspólnego z ich wojną? Zachywywali się jak zwierzęta. Walczyli o co? O terytorium? Ich celem była śmierć niwinnych ludzi. Jej już nic nie zostało.
     Zaczęła łkać. Nie mogła powstrzymać łez. Kiedy zamykała oczy nic się nie zmieniało. Obraz wojny prześladował ją. Tego wszystkiego było zbyt wiele, ale...
     Przed oczami zobaczyła twarz matki, która ją ocaliła. "Nie poddawaj się". Zacisnęła pięści. Nie zrobi tego. Nie może. Nigdy się nie podda. Powoli zaczęła wstawać. Jej czerwone włosy rozwiały się na wietrze. Spojrzenie Kushiny nie było już takie samo. Zaakceptowała prawdę. Nie mogła upaść i czekać na śmierć. Musiała walczyć, przeżyć. Tego chciała jej matka.
     Puściła się biegiem w stronę wyjścia z wioski. Kiedy była już prawie u celu, usłyszała świst powietrza, tuż za sobą. Pochyliła się, unikając ciosu. Kunai wbił się w dom przed nią. Ktoś chce ją zabić. Momentalnie przyśpieszyła. Zaraz znowu słyszała ostrze przecinające powietrze. Tym razem nie zdąży się uchylić widziała kątem oka przeciwnika. Był za blisko. Zamknęła oczy, czekając na nieuniknione.
     Rozległ się dźwięk, odbicie metalu metalem. Kushina powoli uchyliła powieki. Zabrała dłonie z głowy i zerknęła na wroga. Ten stał z przygotowanym shurikenem. Rudowłosą zasłaniał jakiś człowiek. Przyjrzała mu się dokładnie. Przecież to...
- Shinobi z Konohy - wypowiedziała te słowa na głos. Ninja uśmiechnął się lekko.
- Słyszeliśmy, że macie kłopoty. Postaramy się wam pomóc, a ty uciekaj. Przed bramą znajdzie się ktoś, kto zabierze cię w bezpieczne miejsce.
     I rozpętała się walka. Dwóch, dobrze wyszkolonych jouninów starło się ze sobą. Kushina stała przez chwilę i oglądała pojedynek jak oczarowana, jednak zaraz opanowała się i pobiegła do wyjścia. Tuż przed drzwiami do wolności poczuła, jak coś ciągnie ją w górę.
- Witaj Kushino, z rozkazu Uzukage mamy zabrać cię do Wioski Liścia - usłyszała męski głos. Dlaczego tam?
- A co z naszą wioską?
     Słowa, które wypuszczone zostały z ust niosącego ją mężczyzny, dotknęły ją, mimo, że się ich spodziewała.
- Kraj Wiru już nie istnieje, teraz możemy się z nim jedynie pożegnać.

*stuka w mikrofon i chrząka* Tak oto zaczyna się opowieść o Kushinie Uzumaki i Minato Namikaze. Nie jest to najlepszy prolog świata, ale jakoś zacząć musiałam. Pozdrawiam.
                                                                                          ~Madeleine Evans

Jounini Konohy