Nom.. nom.. nom... tak więc wróciłam! No.. mam coś specjalnie na okazję ponad 10 000 wejść, za które chciałam Wam bardzo podziękować! Naprawdę, jesteście wspaniali :D Uhm.. no, więc prócz rozdziału.. jakąś chwilę temu wpadłam na "genialny" pomysł. Mam nadzieję, ze ten "pomysł" nikogo nie zabije. Ta... dobra, kończę :) Dedykuję notkę wszystkim tym, którzy mnie nie opuścili po tak długiej przerwie.
"Myśli i uczucia zupełnie nagie są bezbronne jak nadzy ludzie.
Trzeba je więc w coś ubrać."
~Paul Valéry
Rozdział 13. Toichi Yamura
- Jeszcze jeden dzień czekania, a zwariuję, dattebane.
Jiraiya zerknął na właścicielkę wybuchowego charakteru i idealne go oddających, krwawoczerwonych włosów. Było gorąco, jak na tę porę roku, przez co i humor nazbyt jej nie dopisywał, bo miała wrażenie, że się rozpływa, oraz kilka kosmyków przykleiło jej się do czoła. Siedziała, choć lepiej pasowałoby stwierdzenie "półleżała, półsiedziała", na krześle. Oparła cały ciężar ciała na stole, a nogi stołka huśtały się.
- Spadniesz, jak będziesz dalej tak siedzieć - stwierdził sannin i jakby nigdy nic, wrócił do czytania, prawdopodobnie oznaczonej cyferkami "osiemnaście plus", książki.
Kushina uraczyła go groźnym spojrzeniem swoich granatowych oczu.
- Nie pouczaj mnie, jak mam siedzieć.
- Czy ja to zrobiłem? Mówiłem tylko, że spadniesz.
Żyłka, na zasłoniętym krwistymi pasmami czole, niebezpiecznie zadrgała.
- Ale chciałeś mnie pouczyć!
- A ty co? Medium?
- Raczej telepata, zboczuchu.
- I jedno, i drugie nie istnieje.
- Zamknij się już - warknęła i odwróciła głowę.
Przez parę krótkich chwil trwała cisza, którą kunoichi starała się nacieszyć, jak tylko się dało. Już całe cztery dni czeka za resztą drużyny. Choć już kilkakrotnie była u Hokage, by ten dobrał inny skład, to nic nie dawało. Był uparty jak osioł. "Albo ci dwaj, albo ty nie idziesz, bla, bla, bla...".
- Kushina...
- Morda w kubeł.
- Jak ty się odzywasz do starszych od siebie?
- Miała być cisza, dattebane!
Oboje poderwali głowy i przez kilka sekund mierzyli się wściekłym spojrzeniem. Wyglądali jak dwa potężne potwory, gotowe rzucić się sobie do gardeł w każdej chwili. Zaraz odwrócili się od siebie, robiąc typowo obrażone miny. Kushina spojrzała krzywo na pustelnika. Że też muszę się zadawać z kimś takim jak on...
Pochłonęło ją zaraz niezmiernie interesujące zajęcie, jakim okazało się śledzenie lotu muchy, krążącej po pokoju. Co rusz obijała się o któreś z okien, myśląc zapewne, że to wyjście na zewnątrz. Kuchnia, salon, przedpokój, kuchnia... Powieściopisarz postanowił przerwać to jakże interesujące zajęcie, pytaniem, które zbyło ją z tropu.
- Nie chcesz zrezygnować z tej misji?
Uzumaki poderwała głowę. Już chciała coś powiedzieć, ale Jiraiya do tego nie dopuścił.
- Idąc tam, nie tylko narażasz siebie na niebezpieczeństwo, ale również może ucierpieć twoja psychiczna część. W dodatku, raczej to oczywiste, że coś znajdziecie i Minato dowie się o wszystkim. A może po prostu powinnaś mu o tym powiedzieć...?
- Chyba żartujesz. Ja... O... Jinch...
- Wróciłem!
Kushina w tym momencie otworzyła szeroko oczy i podskoczyła lekko, przez co straciła równowagę. W następnej chwili leżała, niczym dywan, na podłodze.
- Itte... - syknęła i zaczęła rozmasowywać sobie łokieć.
- Mówiłem.
- Zamknij się! - krzyknęła, piorunując wzrokiem Jiraiyę.
W salonie pojawiła się najpierw blond czupryna, a zaraz za nią i je właściciel. Niepewnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju i dokładnie ocenił sytuację, w jakiej znajdowali się jego współlokatorzy. Mistrz śmiał się w najlepsze, z ciskającej w niego piorunami dziewczyny, zalegającej na podłodze.
Kushina obrzuciła Minato uważnym spojrzeniem, ale niczego nie wyczytała z jego twarzy. Poderwała się z miejsca i szybkim, groźnym wręcz, krokiem, ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. Oczy Namikaze mogły w tym momencie uchodzić za dwa talerze. Sam chłopak szybko usunął się z "pola rażenia". Siedemnastolatka nie zaszczyciła go spojrzeniem, tylko przeszła obok obojętnie. Założyła buty.
- Kushina? - zaczął Minato.
- Gdzie idziesz? - jednocześnie wtrącił się sannin.
Wiedząc, że zachowuje się jak dziecko, postanowiła dalej je grać i odparła, siląc się na oburzony głos:
- Przejść się.
Trzasnęła drzwiami.
Usłyszała jeszcze początek rozmowy dwójki shinobi.
- Coś ty jej znowu zrobił?
- Ja? Znowu na mnie zwalasz winę, Minato. To niesprawiedliwe.
~*~***~*~
Żar lał się z nieba strumieniami. Kushina pełzła po ulicach Konohy, na których dziwnym trafem nie było zbyt wielu ludzi. Ale co się dziwić? Miała wrażenie, że się zaraz roztopi. Większość mieszkańców spędzała ten dzień nad jeziorem, albo w klimatyzowanym mieszkanku. Nagle zechciało jej się wracać do domu, ale zaraz odrzuciła tę myśl. Musiała przez chwilę pobyć sama.
Jej cel drogi – pagórek, na którym zawsze wieje wiatr. Nie miała ochoty wybierać się nad wodę, by było tam teraz pewnie dużo ludzi, co nie szło jej na rękę. Niecierpliwym ruchem odgarnęła włosy, które przyklejały jej się do twarzy. Mogła je chociaż związać przed wyjściem…
Dlaczego tak nagle wypadła z czterech kątów, w których mieszkała i które miała wielką ochotę nazywać „swoim domem”? Wina Jiraiyi – jak zwykle, zresztą. Znowu coś powiedział. Znowu sprawił, że nie wie co robić. Znowu zachował się tak, jak powinien jako sannin.
Może powinna powiedzieć Minato prawdę? W czasie trwania tej misji, z całą pewnością się wszystkiego dowie. A gdyby ona nie wzięła w niej udziału, on może zrezygnowałby… gdyby poprosiła? Korciło ją, aby wiedzieć, po co Chmurze kolejny biju. Wojna wojną, ale jednak używanie ogoniastych bestii jest raczej ostateczne. Mogą wymknąć się spod kontroli, a wtenczas byłyby spore problemy.
Problem w tym, że ona musiała być obecna na tej misji. Złapała się za bluzkę, w miejscu, gdzie poczuła ostre, aczkolwiek lekkie kłucie, kiedy oczyma wyobraźni zobaczyła twarz Minato. Nie potrafiła mu tego powiedzieć. Ten chłopak był taki dobry, a ona ukrywała już długi czas przed nim to, co stanowiło nierozłączną część jej samej. W tym momencie miała wrażenie, że przyjmując to jedno zadanie, skazała siebie na samobójstwo.
Gdzieś w jej podświadomości paliła się lampka – a może on to przyjmie ze spokojem? Ale Kushina nie należała do osób, które zawsze przyjmują te rozwiązania sytuacji, które wydają się jej najlepsze. Być może, to jej rozmyślanie o najgorszych scenariuszach, przygotowuje ją mentalnie do nieszczęścia? Zaczęło się to u niej kilka lat temu. Wcześniej łapała się każdej nadziei, ostatnio boi się po nią sięgnąć. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie potrafiła sobie przypomnieć tego wydarzenia, które to spowodowało. Całkiem tak, jakby jej umysł sam wymazał te wspomnienia, by nie ciążyły na niej za bardzo.
Nawet nie wiedziała, jakim cudem doczłapała się do tegoż to wzniesienia. Miała już dość swoich własnych myśli i starała się od nich odciąć. Udało jej się to bez większych problemów, zresztą. To było tak proste, jak naciśnięcie jednego guziczka. Opanowała tę umiejętność w latach, w których razem z ojcem zaczynała swoją naukę, ku drodze ninja.
Jedyne co teraz się liczyło, to miękka, zielona trawa, gorące słońce i przyjemny wiatr. Rzuciła się na ziemię i położyła na plecach. Mimo chłodnego powietrza, dalej się topiła. Nieznośne gorące – zawsze atakuje wtedy, kiedy nie powinno.
- Umieeram.. – jęknęła żałośnie i ukryła twarz w dłoniach. – Za co się mścicie, przeklęte niebiosa?! – zaczęła, jakby nigdy nic, wymachiwać pięścią w stronę błękitnego firmamentu. W tym momencie do jej uszu dotarł donośny śmiech.
Podniosła się do siadu płaskiego, tak, by mogła objąć wzrokiem całą okolicę. Prosto, prawo, lewo…
- Cholera jasna! Nie strasz ludzi, dattebane!
Serce lekko jej się ścisnęło, a oddech przyśpieszył, ale zaraz starała doprowadzić siebie do porządku. Powodem było niezmiernie bliskie spotkanie z parą soczystozielonych oczu. Przyczepiony do nich był firmowy uśmiech i czarne jak burzowe niebo włosy, potargane przez wiatr. Kushina myślała, że jest tu całkiem sama, więc co się dziwić, że byle facet ją straszy. Nawiasem mówiąc, ów mężczyzna ponownie wybuchnął śmiechem, co trochę ją zirytowało. Naprawdę jest aż tak zabawna?
- Z czego się śmiejesz, dattebane? – burknęła.
Musiała chwilę poczekać, aż niespodziewany gość się uspokoi. Dopiero wtedy zaczął się odzywać.
- Wybacz, że cię przestraszyłem, dattebane.
Uzumaki uniosła brwi ze zdumienia. No nie.
- Dattebane?
- Cały czas to powtarzasz, więc się dostosowałem, dattebane – stwierdził i puścił jej oczko, na co ona z kolei postanowiła uraczyć go bynajmniej nieprzychylnym spojrzeniem.
- Co nie oznacza, że ty też masz tak mówić, dattebane! – odparła i wstała z ziemi, otrzepując nogi. Niby przypadkiem nadepnęła na dłoń swojego rozmówcy. Ten syknął i zabrał rękę.
- Dobra, dobra. Nie będę tak mówił. Rany… agresywna – ostatnie zdanie powiedział już bardziej do siebie, niż Kushiny, ale i tak je usłyszała.
On również się podniósł. Teraz miała okazję dokładniej mu się przyjrzeć. Wyższy od niej o kilka centymetrów, ubrany w ciemne spodnie i białą koszulkę. Na szyi nosił ochraniasz Konohagakure.
- Jesteś shinobi? – zapytała niby od niechcenia i zaczęła schodzić z górki. Przeszła jej ochota na siedzenie „samotnie” na pagórku.
Chłopak zaraz ją dogonił i wyprostował się, wypinając dumnie pierś do przodu.
- Ano. Moim zadaniem jest ochranianie między innymi takich ślicznotek, jak ty…
- Też jestem ninja.
- A… aha. – Wyglądał na zbitego z tropu. – No… ale dalej zajmuję się ochroną – również twoją.
- Wątpię, czy akurat twoja pomoc mi się przyda, czy przeszkodzi – rzekła z przesłodkim uśmiechem. Po chwili otworzyła oczy i skierowała swój wzrok przed siebie. – Zresztą, miejsce strażnika już jest zajęte, spóźniłeś się.
- Ale mi to wcale nie przeszkadza!
Upierdliwy facet…
- Na litość boską, dattebane… dlaczego się za mną włóczysz?
- Chcę mieć pewność, że nic ci się nie stanie w drodze do domu.
Jakie to (nie)szczęście, że nie widział jej twarzy. Mógłby się jeszcze przestraszyć i zszedłby na zawał. Jedno było wiadome – czerwonowłosa miała ochotę kogoś zabić. I ten tajemniczy ktoś akurat coś paplał przy jej uchu o tym, jak to niebezpiecznie jest w tych czasach na ulicach. Przysięgam, zabiję gnoja, jak tylko znajdziemy się gdzieś, gdzie nie ma tylu świadków.
Aktualnie problemem w zrealizowaniu planu, był wyraźny tłok na ulicy. Wcześniej nie było praktycznie nikogo, a teraz nagle pół miasta się zebrało! Można by powiedzieć: złośliwość rzeczy martwych, ale mieszkańcy Konohy z całą pewnością żyli i unikali Kushiny jak ognia, przykładowo schodząc jej z drogi.
Nagle dostrzegła kogoś, kto mógł ją ocalić od natrętnego przygłupa. Czarne włosy, atramentowe oczy, ciemnoniebieska sukienka. Jej jedyna przyjaciółka, na która zawsze mogła liczyć. Twarz dziewczyny ożywiła się w ciągu niecałej sekundy.
- Hej, Mikoto! – wołała, machając ręką i przerywając tym samym wypowiedź chłopaka w połowie zdania. – Mikoto!
Uchiha przez chwilę szukała wzrokiem osoby, która ją wołała. Chwilę później już ruszyła w kierunku dziewczyny.
- Kushina-chan! – na zdrobnienie rudowłosej oczy powiększyły się trochę. Brunetka musiała być w niemal szampańskim nastroju. – Myślałam, że jesteś na misji.
Uzumaki pokręciła głową.
- Niestety nie. Muszę czekać na Aburame i Yamanake. - Po tych słowach zrobiła krótką pauzę. – Hej, masz ochotę przejść się gdzieś? Zakupy…? – mówiła, dając Mikoto sygnały, aby zabrała ją ze sobą, bo nie chce iść z zielonookim chłopcem, który szczerzył się za jej plecami.
- Kushina… przepraszam cię, ale dzisiaj nie mogę.
Dziewczyna zrobiła zawiedzioną minę. I to jest ta, na której zawsze mogła polegać?
- I ty Brutusie…
- Nie martw się! Ja mogę pójść z tobą – zaczął shinobi poznany tegoż to dnia, na co Uzumaki skrzywiła się. Tylko nie to.
- No, to pa!
- Cześć…
Mikoto miała co prawda przepraszający wyraz twarzy, jednak nie wyglądała na kogoś, kto do końca swoich dni będzie żałował tej decyzji. Szła żywo, ale spoglądała w prawie każdą szybę i co jakiś czas poprawiała coś – to włosy, to sukienkę. Do kogo ona się wybiera? To, że znalazła sobie kogoś było dla dziewczyny oczywiste, ale kto to..? Nie widziało jej się sprawdzanie wszystkich chłopaków w wiosce. Będzie musiała cierpliwie poczekać, aż Uchiha sama jej to powie.
Burknęła coś na ciemnowłosego i ruszyła dalej przed siebie. Nie zaszła kilku kroków, kiedy usłyszała swoje imię.
- Kushina.
Momentalnie się obróciła i teraz stała oko w oko z, jak dobrze jej znaną, twarzą, okoloną blond włosami.
- Minato, dobrze, że jesteś… - urwała. Zdziwiło ją jego spojrzenie. Wzrokiem był poza nią. Obróciła się w poszukiwaniu przedmiotu, na którym skupiły się jego oczy. Nie musiała długo szukać. – A.. to jest… jak ty właściwie się nazywasz, dattebane?
Ciemnowłosy nieznajomy również nie miał przychylnego spojrzenia. Krzywo spoglądał na Namikaze.
- Yamura Toichi.
- Tak więc to jest ten.. tak jak powiedział. A to Namikaze Minato.
- Hej, umiem się przedstawiać.
- Tak, tak… a teraz wyglądało na to, że chcesz ze mną rozmawiać?
- Tak, bo…
- Świetnie! To co, idziemy na lody, do kawiarni, gdzieś d a l e k o stąd?
- Kushina, co ty tak nagle...?
- Wybacz, Yamura, cześć! – krzyknęła i pociągnęła zdezorientowanego blondyna za sobą.
Biegli jakiś czas, aż Uzumaki nie byłą pewna, że Toichi jej nie śledzi. Stanęli w jakimś zaułku. Otarła pot z czoła. Gorąco dalej jej nie pomagało.
- Minato, dzięki Bogu, że akurat teraz zebrało ci się na szukanie mnie.
Blondyn spojrzał na nią z ukosa.
- Coś chyba nie przypadł ci do gustu tamten chłopak.
- Ni w ząb. No dobra. – rzekła i założyła ramiona na piersi. – Co tam chciałeś?
- Właśnie się dowiedziałem, że jutro zaczynamy misję i pomyślałem, aby ci o tym wspomnieć.
Hm... nie jestem do końca zachwycona, ale muszę po tak długiej przerwie chyba wrócić do wprawy - przepraszam za rozdzialik, inaczej miał się potoczyć, ale też nie potrafiłam tego w inny sposób zrobić =.= Chyba krótki.. nie wiem. Przepraszam :c No.. to może teraz wstawię mój "genialny pomysł" Osoby wrażliwe niech zakryją oczy i przewiną stronę.
Taki rysunek na szybko.. Ręce nie wyjszły xD Dopiero się uczę >.< No... tak więc teraz soie poodpisuję na komentarze :)
Aleksandra - Hah xD Fajnego masz tego kolegę, klasowy wesołek? -.^ Szczerze powiedziawszy, to ja chyba właśnie od Naruto zaczynałam, z jakże pięknym, Jetixowym dubbingiem. Potem doszedł Shaman King i Hyper.. a właśnie, na jakimś programie leci teraz Naruto, Bleach i DragonBall O.o Zapomniałam tylko na jakim... no i niestety z lektorem, który rani moje uszy, tym bardziej, że czasami jest źle tłumaczone .__. W takim razie będę czytała mangę po angielsku, nie tylko AnE xD Znajdę jeszcze inne i może w końcu nauczę się tego języka :3 Chyba już o tym pisałam.. jak nie, to teraz. Dziękuję za podpowiedź, nie pomyślałam o sprawdzeniu sobie godzin dla drugiej klasy :p Też właśnie mam nadzieję, jak wiesz, że dobrze trafię ^^ Cóż.. stronę dla AnE już zrobiłam, o grafikę zadbałam itp :p Nawet mi się spodobała - co jest raczej rzadkie. Zazwyczaj potępiam swoje prace. Jeśli chodzi o nowy chapter, to znowu zawiodłam się, jeśli chodzi o długość. Kiedyś potrafiła stworzyć 50 stron, teraz jest ich po 25 =.= Ale przynajmniej ciekawy :D Ja też zazwyczaj nie przepadam za one-shotami. Za krótkie xD Gdzie tam za długi komentarz... byłam wniebowzięta, czytając go :3
Anonimowy - No.. właśnie teraz :) Mam nadzieję, że się nie rozczarowałaś.
Ania jaros - Ach ta pierwsza klasa :3 Czas na przywyknięcie do szkoły ^^ Ja jej już nawet nie pamiętam... za szybko ten czas minął :p Na skype rzadko wchodzę, ale jak będę miała chwilkę, to chętnie wpadnę porozmawiać ;] Też mam nadzieję na luz, ale znając moich nauczycieli , to jeszcze z pięć sprawdzianów będzie.. w sumie, to trzy mam w tym tygodniu już =.=
Kataki - To masz tak jak ja xD Też nienawidziłam podstawówki, teraz naprawdę nie cierpię wracać wspomnieniami do tamtego okresu z życia. Dzieci potrafią być naprawdę niedojrzałe i okrutne dla każdego, kto ma choć trochę większą wrażliwość od nich... Jej, dziękuję za zamówienie! :D Jakoś ten blog się rozwija ^^ I spokojnie, ja głowy nie urywam za pomyłki, czy też niewiedzę :p I spokoojnie, spokojnie! Patelnia nie będzie potrzebna O.o
Zjem Cie - Jej O.o Dziękuję za nominację ^^ Tyle już ich miałam, że aż mnie to trochę przeraża. Gdzieś tak w środę postaram się odpowiedzieć na nagrodę :)
Jagoda Lee - Hah xD Nie no, jakiś fakty wymyślę... ale się na mnie uwzięłyście z tym, no ^^ Ja płaza dobrze miałam xD Ale dobra też okazała się przyjaciółka, której mama prowadzi sklep zoologiczny... ma te A.. ekhm.. Akseloty w sklepie i zaznaczyła, że są gadami ^^ Chętnie pogadam, tylko przetrwam ten tydzień O.o
Marianna - Koniec czekania nadszedł, w końcu :p Nie wiem co bym zrobiła bez nich wszystkich.. przydają się czasem, a przydają ^^
Ykhm... no, nawet przed 24 się uwinęłam :D Dobranoc wszystkim :)
~Madeleine Evans